- Szczegóły
- Opublikowano: 05 wrzesień 2013 05 wrzesień 2013
O przedmiotowym traktowaniu związku i puzzlach miłości rozmawiamy z Małgorzatą Krawczak, coach relacji, trenerką rozwoju, właścicielką NaturaSukcesu.pl
Beata Mąkolska, Wellnessday.eu: Większość kobiet opowiada się za tym, że tworzą, bądź chciałyby tworzyć związek partnerski. Niby mamy równe prawa, a tymczasem wystarczy poczytać fora internetowe, posłuchać opowieści snutych na firmowych korytarzach czy rozmów w środkach komunikacji miejskiej, by zobaczyć i usłyszeć, że to nadal stereotypy tkwią w naszym życiu. Weźmy pod uwagę choćby ten nacisk, aby to mężczyzna oświadczył się kobiecie, aby to on zaprosił ją na randkę, zadzwonił...
Małgorzata Krawczak: W układzie patriarchalnym mężczyzna zawsze czuł się opiekunem. On był tym myśliwym, zaopatrywał rodzinę, dokładnie wiedział co należy do jego obowiązków, czuł się odpowiedzialny za materialny byt rodziny. Tradycja poprzednich obyczajów była o tyle dobra, że pokazywała miejsce kobiety i mężczyzny. Teraz jest lepsza – w końcu do tego świat zmierzał – niestety, wszystko jest wymieszane – mamy nowe możliwości, ale mamy także więcej problemów związanych z generowanymi przez to niejasnościami. Kolekcjonujemy nowe przekonania obok starych nawyków, które realizują zakorzenione w nas stereotypy.
BM: I te niejasności są doskonale widoczne w zachowaniach obu płci: panie z jednej strony mówią, że chcą być niezależne, a z drugiej nierzadko jest dla nich jasne, że to mężczyzna zapłaci rachunek.
Małgorzata Krawczak: Kobieta, która w tej głębokiej podświadomości ewolucyjnej potrzebuje przestrzeni, żeby tworzyć relacje, zajmuje się wytycznymi. To jest element, który przeszkadza prawdziwie kochać, bo skupia się na wytyczaniu zadań – wylicza co facet powinien, formułuje coraz to nowe oczekiwania i mocno rozlicza z niewykonanych zadań. To wręcz oddala od niezależności, gdyż niezależność jest wtedy, gdy nie mam potrzeby rozliczać i sprawdzać. To tak bez wchodzenia w szczegóły przedsiębiorczości czy biznesu, a opierając się o sferę emocjonalną.
Kobieta, zwłaszcza kobieta w pewnym wieku, która dopiero uczy się na własnej skórze różnych odcieni związku, będzie naciskała na realizację kolejnych etapów zaangażowania, aż dojdzie do presji na oświadczyny. Bo stereotypy, bo zamiłowanie do tradycji jest silniejsze....
BM: Pomieszanie ról, rozmycie tradycji... To co uwielbiam szczególnie, to głoszone obecnie hasła, że „mieszkamy ze sobą na próbę” i „żeby się sprawdzić”. Co to w ogóle znaczy?
Małgorzata Krawczak: Mężczyzna mówi „na próbę” - jemu jest wygodnie, bo ona pierze, gotuje i sprząta nie na próbę - a na serio. Ona dąży do stabilizacji, on sobie testuje.
BM: Przypomina mi się pewien eksperyment, o którym pisaliśmy na łamach Wellnessday.eu – gdy pewien profesor zapytał studentów, czy zamierzają ożenić się z dziewczyną, z którą aktualnie mieszkają, większość z nich krzyczała „Nie!”. Dziewczyny owych mężczyzn zaś były w większości przekonane, że ślub jest tylko kwestią czasu. (więcej w artykule: Po co nam ślub? Życie na kocią łapę - wymówki, opinie i fakty na temat związków niezalegalizowanych)
Małgorzata Krawczak: No właśnie. Jakich słów byśmy nie użyli opisując tego typu sytuacje 'na próbę', to kwestia zasadnicza pozostanie bez zmian. My kobiety, w zasadzie genetycznie, nastawione jesteśmy na budowanie relacji, na tworzenie odpowiedniej atmosfery, na pielęgnowaniu ogniska domowego. Panowie zaś mają 'ewolucyjnie zaprogramowane' dorzucanie do tego ogniska, czyli wykonywanie zadań. I ile masek by tu nie założyć – szowinizm, feminizm, seksizm, tradycja, wyzwolenie, programy polityczne czy bunt – to w głębi żyjemy kierując się albo budowaniem relacji, albo wykonywaniem zadań. Gdyby nie te różnice, świat by wyglądał inaczej i pewnie mniej ciekawie.
Utrzymywanie dobrych relacji może okazać się najważniejszym zadaniem, tak jak wykonywanie odpowiednich zadań może stanowić fundament relacji. Rozmawiajmy zamiast narzucać sobie i innym. Możemy wyrwać zęba z korzeniem, ale nie korzeni naszych myśli – możemy tylko je odpowiednio formować. Życie biegnie zbyt szybko, a relacje się docierają na rożnych szczeblach niekoniecznie w równym tempie. I nawet jeżeli coś się dzieje szybko – często jest to pozorne. Jest to chwiejna relacyjność. Nie jesteśmy w stanie wyłapać niuansów, zaplątujemy się w powierzchowność i po latach wpadamy w zagubienie. Często te puste hasła wymyślane przez dziwne ruchy kobiet to rozpaczliwe wołanie: ja chcę być kobietą, chcę żeby mężczyzna o mnie dbał.
To, co jest potworne w naszych czasach – to fakt, że cielesność została spłycona do aktu fizycznego przedstawianego w nierealny, bezduszny sposób. Wiadomo, że jeżeli spełniam warunki lansowane przez pewne grupy, to mam szanse bycia zauważoną, docenioną. Świat nauczył oceniać ludzi po tym, co jest widoczne, zamiast dostrzegać to, co prawdziwe. Stąd wszelkie zasady, reguły, dresscody i inne wytyczne – tak łatwiej.
BM: To jest też niebezpieczne. Umysł ludzki działa pod wpływem hormonów, więc jeżeli jeszcze się jeszcze nie znamy jako ludzie, nie znamy swoich celów, wartości, priorytetów, ale dojdzie do mocnego kontaktu na poziomie fizycznym, wydzielają się hormony i tracimy racjonalną zdolność myślenia. To taka pułapka ewolucji, aby umysł nie przeszkadzał nam w rozmnażaniu gatunku – przy kontakcie cielesnym przestajemy myśleć. Tylko, że nam teraz to już rzadko kiedy chodzi o rozmnażanie gatunku. Kobiety szukają wartościowego partnera, a mężczyźni wartościowej partnerki. Gdy hormony „ogłupiają” mózg, a ich reakcja jest przez naukowców porównywana do odurzenia narkotykami – sterują nami instynkty. I niestety bywa, że gdy hormony po tych pierwszych tygodniach opadną, spadają „różowe okulary”, a my już jesteśmy w jakiś sposób zaangażowani. Z pułapki biologicznej wpadamy w pułapkę konsekwencji.
Małgorzata Krawczak: I nagle życie traci sens... Nowy sens pojawia się np. wraz z dzieckiem, a gdy dziecko dorośnie to czekamy na kolejny sens pt. wnuczęta. Nowy sens życia może nazywać się romans, praca czy hobby. Ale to tylko kolejne maski, aby ukryć błąd, do którego przyznać się nie chcę i nie mogę, bo co inni powiedzą.
BM: Liczymy ile już „włożyliśmy w ten związek” i ignorujemy jakiś dziwny niepokój z własnego wnętrza powtarzając jak mantrę: „już tyle zainwestowałam w ten związek”.
Małgorzata Krawczak: Jest takie określenie. Mnóstwo kobiet tego używa. Często proporcja między inwestycją w związek a inwestycją w siebie to 100 do 0. I jak w związku coś zaczyna się kruszyć, my nie mamy oparcia w nikim, nawet w sobie. Inwestując tylko w związek pokazujemy wszystkim, że jestem nikim. A jak doceniać i szanować i kochać nikogo?
BM: To kluczowy argument przy rozstaniach, rozwodach, walce o pieniądze. Bo ona „tyle zainwestowała w ten związek, a on ją zdradził, więc jej się należy”. Czy to nie jest roszczeniowe podejście? Absolutnie przeciwstawne do pojęcia „bezinteresownej miłości'?
Małgorzata Krawczak: To jest to, że ta ewolucja za szybko się potoczyła w przypadku kobiet. Określenie „inwestycja” od lat było stosowane w biznesie, a ten z kolei był domeną mężczyzn. Wiele kobiet, gdy już wejdzie na ścieżkę zawodową, zaczyna absolutnie wszystko traktować w kontekście biznesu. Rachunek zysków i strat – rozliczenie szczegółowe. Kobiety, które są, powiedzmy, bierne zawodowo i aktywne stereotypowo, będą grały rolę ofiary, której należy się zadośćuczynienie.
Tymczasem należy zadać sobie pytanie: jakie to było uczucie między nami, skoro przy rozstaniu należy mi się np. samochód? Co w takim razie inwestowałam w związek, skoro da się to przeliczyć na np. samochód?
CIĄG DALSZY NA NASTĘPNEJ STRONIE...
BM: „Zainwestowałam w związek” czyli kobieta potraktowała miłość jak biznes, zawarła niepisaną umowę, która miała nieść ze sobą określony pakiet korzyści. Mężczyzna się nie wywiązał, np. za mało zarabiał, za dużo czasu spędzał z kolegami, zdradził, zatem kobiecie należy się swego rodzaju „odszkodowanie” - każda umowa zwykle przewiduje jakieś kary, czy zwrot poniesionych kosztów. Mam wrażenie, że gdy kobieta krzyczy „to mnie się należy” - to sprowadza uczucie do transakcji. Nie mówię, żeby godzić się na krzywdę milczeniem, jednak między uległością, a pełną zajadłości i postawy roszczeniowej walką jest naprawdę cały zakres postaw, słów, zachowań....
Małgorzata Krawczak: Odszkodowanie należy się w zasadzie w dwóch przypadkach. W pierwszym, gdy miałam wykupioną polisę na życie. Taką polisą jest właśnie inwestycja w siebie, w swój rozwój, w swoją atrakcyjność, w swoją niezależność emocjonalną i finansową. I tu wypłata jest natychmiastowa – umiem sobie radzić.
W drugim przypadku, gdy był to nieszczęśliwy wypadek podyktowany wystąpieniem czynników zewnętrznych, absolutnie od nas niezależnych. Wtedy odszkodowanie idzie z polisy innej niż nasza. Jednak jakby na życie nie patrzeć, to nigdy nie jest tak, że ktoś jest bez winy. Co zrobiłaś lub czego nie zrobiłaś, aby związek był relacją a nie inwestycją? Jakiego odszkodowania i za co oczekujesz?
Swego rodzaju przedmiotowość możemy obserwować nawet w trwających związkach. Wystarczy dobrze posłuchać - jeżeli kobieta podkreśla, że „gdyby miała milion, to odejdzie, kupi sobie mieszkanie i będzie sobie mieszkać sama”, albo nawet dorzuci: „spłacę mu mieszkanie – niech ma za te lata zmarnowane ze mną”, to właśnie przedmiotowo traktuje związek. Nawet jeżeli nie używa słowa „inwestować”, to o tego rodzaju „transakcji” myśli. Nic ze związku nie wyszło, zatem „wyrównajmy koszty” w najlepszym układzie, albo „masz mi wynagrodzić te zmarnowane lata” w najgorszym.
BM: Mówi się, że ludzi poznaje się nie tylko po tym jak zaczynają, ale po tym jak kończą. Mężczyzna zdradził, a ona przy rozstaniu zabrała mu samochód, oszczędności, wszystkie cenne rzeczy z mieszkania i zażądała kilkunastu tysięcy złotych. I wiesz co? On jej to dał. Stwierdził, że jeżeli tyle jest wart jego święty spokój, to jest to stosunkowo nieduża cena.
Małgorzata Krawczak: Kobieta sama pokazała jaka była jej pozycja w związku. Wyceniła siebie właśnie na tyle.
To ból wielu związków i koszmar wielu małżeństw: traktowanie partnerstwa jako jakieś inwestycji. Jeżeli przestaniemy traktować się jako partnerów biznesowych, jeżeli przestaniemy wyliczać: ja tobie to, a ty mi tamto, jeżeli zaczniemy dawać coś od siebie szczerze, budować własną postawę pełną godności, wartości, miłości – dopiero wtedy mamy szansę budować zdrowy związek.
BM: Małżeństwo swego czasu miało głównie charakter ekonomiczny – wtedy strony jasno określały obowiązki i korzyści. Teraz z jednej strony mamy pompowane amerykańskimi komediami romantycznymi wyobrażenie o romantycznej, wiecznej miłości, a z drugiej... nadal oczekujemy korzyści z „instytucji” małżeństwa.
Małgorzata Krawczak: Przestańmy oczekiwać korzyści ze związku, tylko wprowadźmy życie do tego związku. Życie to przestrzeń, stwórzmy je sobie, zagospodarujmy po swojemu i zapraszajmy się wzajemnie do własnych przestrzeni. Jako zapraszający nie pozwalajmy, aby ktoś zmieniał cokolwiek w nich, jako zaproszenie nie ulegajmy pokusom zmieniania. Dbajmy o własne przestrzenie, inspirujmy się przestrzeniami partnerów i pamiętajmy, że małżeństwo to nie inwestycja, tylko pewien puzzel miłości, do którego dopasowują się inne puzzle tworząc piękny obraz. Jedyny problem to taki, że nie wiadomo, ile tych puzzli jest...
BM: Dziękuję za rozmowę.
O ekspercie
Małgorzata Krawczak - certyfikowany coach, trener rozwoju emocjonalnego, mówca motywacyjny. Prowadzi warsztaty z zakresu procesu komunikacji z klientem.
POLECAMY
Emocjonalna niezależność kobiet
„Powinnam.”, „Muszę.”, „Wypada, abym” - zaklęcia czarnej magii samodestrukcji. O emocjonalnej niezależności kobiet rozmawiamy z Małgorzatą Krawczak, coach relacji, trenerką rozwoju, właścicielką NaturaSukcesu.pl
Ja i moja maska jaką zakładam na co dzień
Kryjemy się za peleryną tuszującą nasze intencje, nasze sposoby działania. Manipulujemy z wdziękiem. Bez maski nasze zamiary są bardzo widoczne. Są ludzie którzy ubierają maski, aby wzbudzić litość czy współczucie i tacy, którzy ubierają maskę osoby silnej by wzbudzić autorytet. Masek może być naprawdę wiele.
- mówi Małgorzata Krawczak, coach ICF, trenerka rozwoju.
Między miłością a pretensją, czyli ja kocham, ja oczekuję... cz.2
Kontrolę masz wtedy, gdy ty wydajesz polecenia, jeśli narzucasz innym, co mają zrobić. Może się zdarzyć, że matka nie umie się bawić z dzieckiem, nie wie jak to robić, więc przerzuca swoją miłość na karmienie, kierując się tutaj pierwotnymi instynktami – silny, znaczy się najedzony, więc przetrwa. -
Ciąg dalszy rozmowy o miłości pretensjonalnej.