To, że obserwacja zachowań rodziców wpływa na kształtowanie zachowań dziecka wiemy wszyscy. Ale jak bardzo wpływa to na nawyki żywieniowe i stosunek do swojego ciała u dziecka, temu nie poświęcamy wiele czasu. Jest to błąd, za który nasze dzieci płacą brakiem akceptacji swojego ciała, anoreksją, czy bulimią.

wychowanie

Czy dzieci obserwują nas styl odżywiania się?

 Obserwują nasz styl życia. To jak jemy, co jemy, ile śpimy, czy/ ile palimy, pijemy, jak traktujemy swoje ciało. Na liście naszych priorytetów troska o ciało z reguły znajduje się na jednej z końcowych pozycji. Zabiegany dorosły nie dba o swoje ciało, uważa je za konieczny element swojej egzystencji, rodzaj ubrania, którego nie może zmienić. Jeśli ciało w miarę dobrze służy, człowiek potrafi o jego istnieniu skutecznie zapomnieć. Przypomina sobie dopiero w momencie choroby. Wtedy poświęca mu uwagę. Tym samym ofiarowuje swojemu dziecku w darze kilka drenujących go wzorców. Na czoło listy wysuwa się brak szacunku dla ciała. Zaniedbujemy je koncertowo. Ciało ma być czysto i estetycznie ubrane, ale żeby zadbać o nie, dotlenić je, odżywić je czymś więcej niż stekiem konserwantów, rozładować nagromadzone w nim napięcia, umożliwić mu ruch, kontakt z przyrodą.... kto ma na to czas? Nasz czas przeznaczamy na pracę, pracę w domu, siedzenie. Rozrywką jest dla człowieka zamartwianie się w towarzystwie. Nierzadko z udziałem alkoholu, a wtedy towarzystwo nie jest nawet niezbędne.
 

W Polsce świadomość ciała i jego ważności jest znikoma. Prymat wiedzie umysł, to jemu stawiamy świątynie, iloraz inteligencji jest znakiem jakości. Ciało natomiast jest dobrem luksusowym. Kto ma czas i pieniądze, może dbać o ciało. Reszta ogląda zadbane ciała w panoramicznym telewizorze.

Tymczasem od naszych dzieci wymagamy aby zdrowo się odżywiały, zdrowo spały, regularnie chodziły do dentysty i nie podjadały słodyczy. Jakim prawem pouczamy je, sami łamiąc przykazania zdrowego życia, paląc papierosy, systematycznie nie jedząc, albo jedząc za dużo, jedząc byle co, wtedy kiedy mamy na to czas, a nie wtedy kiedy organizm dopomina się paliwa. Jemy na zapas, jemy żeby zabić nudę, wyrzuty sumienia i własne nieokiełznane emocje. Przy tym wszystkim chcemy, aby nasze dzieci były lepsze od nas. Silniejsze, mądrzejsze, bardziej uważne. Jak? Jakim cudem? Kto ma je tego nauczyć? Media? Szkoła? Grupa rówieśnicza?

Córka, która patrzy na mamę z dodatkowymi kilogramami ma dwie drogi: może tak samo jak ona skupić się na ważniejszych rzeczach, czyli nauce, pracy, dbaniu o innych lub wręcz przeciwnie, z lęku przed nieakceptowanym społecznie wyglądem, może wpaść w obsesję która występuje pod różnymi, nazwami zmiennymi w czasie, znana jest także jako „rozmiar 0”.

 

Jak do tego dochodzi?

Dziecko, które wyrasta w klimacie niedbania o potrzeby ciała, w sposób lekceważący będzie odnosić się do jego potrzeb. I jeśli grupa rówieśnicza, czy media powiedzą: „Musisz być chuda” dziewczynka się zagłodzi, żeby osiągnąć rezultat. Za nic będzie miała spustoszenia, które w jej młodym wieku uczyni radykalne odstawienie posiłków. Owszem, motorem tego działania są pospołu grupa rówieśnicza i media, ale gwoździem do trumny jest styl życia rodzica, jego brak poszanowania ciała, pielęgnowanie postawy konsumpcyjnej. Nie można nauczyć dziecka chińskiego, jeśli samemu nie włada się tym językiem. Tak samo my, nie możemy przemówić do dziecka językiem miłości do siebie, do swojego ciała skoro sami go ani znamy, ani używamy.

 

Jak pomóc dziecku?

Najszybsza, najprostsza droga dotarcia do dziecka to zmienić własne nawyki żywieniowe, styl życia, sposób w jaki traktujmy swoje ciało.

 

Czy to wystarczy?

Czasem tak, czasem nie. Jeśli rodzice są autorytetem dla dziecka, z reguły zmiana ich zachowania implikuje zmianę postawy dziecka. Natomiast jeśli miejsce naturalnego autorytetu zajęli liderzy grupy, lub gwiazdy showbiznesu, to może być gorzej z tym prostym, niewerbalnym sposobem przepływu informacji. W takim przypadku trzeba zacząć pracować z zupełnie innym tematem, mianowicie z tematem autorytetów, odzyskiwaniem szacunku do rodzica i porządkowaniem miejsc poszczególnych członków w rodzinie. A że są to obszary i trudniejsze, a widoczne rezultaty są osiągane w dłuższej perspektywie czasowej, bardziej opłaca się jednak być kimś ważnym dla dziecka. Jednak, co zawsze podkreślam, ważność rodzica nie może być zbudowana na strukturalnej władzy rodzicielskiej i sile, którą on dysponuje, ale na szacunku rodzica do samego siebie. Jest to ten element, który zawsze odbija się korzystnie na otoczeniu, szacunkiem do innych.

I tego życzę wszystkim czytelnikom bez względu na to czy są, czy nie są rodzicami.

 

 

fot. Doriana_S/sxc.hu

 

 

O ekspercie:

beata-markowska 

 

Beata Markowska

coach akredytowany przez ICC. Prowadzi warsztaty i szkolenia, sesje indywidualne oraz wyprawy coachingowo-rozwojowe. W swojej pracy wykorzystuje coaching, technikę TLM (Time Line Management), wizualizację, medytacje prowadzone, oraz dekodowanie ciała. Mama Majki i Jasia. Prawnik i manager.

www.solaris-rozwojosobisty.pl

 

 

 

 

 

 


 

moje-cialo-to-ja

Artykuł jest częścią akcji MOJE CIAŁO TO JA, która od listopada do stycznia trwa na kobiecym portalu Wellnessday.eu. Akcja MOJE CIAŁO TO JA ma na celu zwrócenie uwagi na problem braku akceptacji własnego ciała przez kobiety i wspomóc panie w pokochaniu własnych kształtów takimi, jakie są.

więcej o akcji >>


 

 

Strona, na której aktualnie się znajdujesz używa plików cookies w celu poprawnego funkcjonowania. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień cookies w przeglądarce. Wiecej informacji na temat plikow cookies oraz jak je usunac zobacz strone o plikach cookie.

  Akceptuje pliki cookie na tej stronie.
wellnessday.eu