- Szczegóły
- Opublikowano: 11 sierpień 2012 11 sierpień 2012
To nie bal maskowy w Wenecji, a nasze codzienne życie. Urządzamy swoje własne maskarady, by zdobyć to na czym nam zależy: korzyści, względy, autorytet, władzę, prestiż, miłość. O maskach, tych zakładanych na chwilę i tych, zakładanych na całe lata rozmawiamy z Małgorzatą Krawczak, właścicielką Natury Sukcesu, coach ICF i trenerką rozwoju.
Beata Mąkolska, Wellnessday.eu: Maska troskliwej mamy, maska uległej żony, maska życzliwej koleżanki... A w środku aż się gotuje od blokowanych emocji. Po co nam maski? Po co Dlaczego je zakładamy?
Małgorzata Krawczak, coach ICF, trenerka rozwoju: Maski zakładamy by być bardziej atrakcyjnym w danym momencie – jeżeli jestem pesymistką, to zakładam mastkę optymistki, dopasowuję się do oczekiwań rozmówcy, żeby zyskać jej względy. Zdobyłam swoje, - ściągam maskę. Atrakcyjność w tym przypadku jest w zasadzie bardzo subiektywna. Inni mogą oceniać to całkiem inaczej.
BM: Czyli maska, jako narzędzie perswazji, manipulacji?
Małgorzata Krawczak: Tak, maski stosujemy, żeby coś osiągnąć, co przy naszym normalnym zachowaniu byłoby trudne. Kryjemy się za peleryną tuszującą nasze intencje, nasze sposoby działania. Manipulujemy z wdziękiem. Bez maski nasze zamiary są bardzo widoczne. Są ludzie którzy ubierają maski, aby wzbudzić litość czy współczucie i tacy, którzy ubierają maskę osoby silnej by wzbudzić autorytet. Masek może być naprawdę wiele.
BM: Jaka jest cena noszenia maski?
Małgorzata Krawczak: Wielka! Mając maskę w danym momencie wygrywamy to, co chcemy wygrać, lecz gdy maska zostanie zdjęta, bądź spadnie, bo nie mamy siły jej nosić – zostajemy sami. Dotąd uczynny człowiek staje się egoistą, bo zrzucił maskę. A my, usprawiedliwiamy go: to kryzys wieku średniego.... albo wręcz nazywamy całą sytuację po imieniu, że pokazał prawdziwą twarz, żywimy do niego urazę i unikamy kontaktów z nim, jeśli to możliwe. Jeśli takiej możliwości nie mamy, to po prostu jesteśmy z taką osobą i pałamy złością, nienawiścią. Tak po prawdzie krzywdę robimy sobie samemu.
BM: Tak trudno przyznać nam że nosimy maski? Że my nosimy, że maski noszą inni?
Małgorzata Krawczak: Ludzie nie dostrzegają masek bo tak jest łatwiej. Łatwiej widzieć osoby miłe, uśmiechnięte. Poza tym najczęściej trudno nam uwierzyć w to, że zostaliśmy oszukani, więc szukamy usprawiedliwień dla tej osoby, żeby nie przyznać się przed sobą, że po prostu daliśmy się nabrać. A jak już musimy się do tego przyznać, to żyjemy nienawidząc…
BM: Mam wrażenie, że gdy ktoś długo nosi maskę, zaczyna się z nią zlewać. Gdzieś znika mu tożsamość, bo tak się przyzwyczaił do swojej maski, że nie wie kiedy ją nosi, a kiedy nie...
Małgorzata Krawczak: Może się zdarzyć, że człowiek zagubi się we własnych maskach. Jeżeli długo nosi się maskę, traci się cel, traci się sens i to co zdobywamy w ten sposób przestaje mieć dla nas znaczenie. Z czasem maska zaczyna uwierać, popadamy we frustracje, złość, depresję, borykamy się z poczuciem winy... To właśnie poprzez zrzucanie latami noszonych masek mamy potem takie spektakularne odmiany, zdrady, rozstania, rzucenie pracy... Jeżeli zaś nie zrzucimy nigdy tej maski, to dożywamy swoich dni z poczuciem winy, i frustracją, i podejrzewaniem wszystkich o wszystko....
BM: Spektakularne odmiany powiedziałaś. Czy po latach dochodzi do głosu nasz tłumiony temperament? Kobieta, która całe życie była cichą, uległą myszką, wplątuje się w romans, rozkwita, zostawia dotychczasowego męża....
Małgorzata Krawczak: Tłumiony temperament znajdzie ujście. Radosne dziecko- sangwinik, jeżeli jest tłamszone w dzieciństwie, z czasem nakłada na siebie maskę osoby poważnej, słysząc, że nie przystoi się śmiać, wygłupiać, żartować itd. Wie, że musi się tak zachowywać, aby być akceptowane, ale cierpi z tego powodu. Rodzice bardzo często nakładają dzieciom maski – tworzą je takimi, jakimi chcieliby te dzieci widzieć. Potem przychodzi moment, że gorset poprawności uwiera i zaczyna pękać, wychodzi na jaw spontaniczność, radość, otwartość. Często zdarza się, że odwagi do zrzucenia maski nabywamy z wiekiem – osiągnęliśmy już swoje, nie mamy zahamowań i wracamy do tego co zostało nam zabrane. I taka czterdziestka, pięćdziesiątka czy starsza pani zaczyna się bawić, odkrywa, że życie jest piękne. Mówi się „rycząca40-tka” w kontekście minionych lat. Hmm… a ja często widzę, że to jest kontekst stłamszonych temperamentów, ukrytych pragnień. Mam już 40 lat i w końcu doszło do mnie to, co często słyszałam w dzieciństwie: „na to przyjdzie czas…”, „jak dorośniesz, będziesz robić to, co będziesz chciała!” Zatem dorosłam, 22 lata po stwierdzeniu pełnoletności, ale dorosłam! Jedne osoby dorastają ok. trzydziestki, inne później, są i takie, które nigdy nie zdobędą się na taką odwagę. Maska wrosła się im głęboko w serce, w duszę…
Żyjemy obok siebie, we własnym domu, ale nie znamy się. Wspólny pokój, wspólne łóżko, ale pośrodku zmieściłby się mur. - ciąg dalszy czytaj na następnej stronie.
fot. Agnieszka Gładka "Tajemnicza"/ Galeria Wellnessday.eu
BM: Czyli najpierw latami żyjemy obok siebie w maskach? A zakochanie się? Przecież też chcemy pokazać się od jak najlepszej strony i...
Małgorzata Krawczak: … i zakładamy różowe okulary, różową maskę. Zakochanie się jest swoistą, piękną maską: widzimy samo piękno, zalety i sami staramy się tacy być. Ale tak jak każda maska, to zauroczenie też zaczyna się rozpadać. Jeżeli pod tą maską jest człowiek, który nas interesuje, to takie związki się fajne rozwijają, związek trwa. A jeżeli nie – a już jest za późno na rozstanie bo był ślub, dzieci, to żeby nie przyznać się do tego, że żeśmy się oszukali, nakładamy drugą maskę, mówiąc: >>”nie mogłam się aż tak pomylić”<<. Nie przyznajemy się do winy przed samą sobą i.. przed całym światem.
Trwamy, bo jest to wygodne.
BM: Czy takie „trwanie” też jest zależne od naszego temperamentu?
Małgorzata Krawczak: W takim związku pozostają osoby, które nie oczekują niczego dobrego od życia. Melancholicy żyją w takim związku, bo potrafią się zamknąć w sobie, albo żyć w swoim własnym świecie. Flegmatycy trwają w takim związku, bo wychodzą z założenia, że jakoś to będzie. Natomiast sangwinicy i cholerycy będą trwać z trudem i prędzej czy później przyznają się do błędu – to ekstrawertycy, im jest łatwiej. Życie obok siebie w innych maskach, częściej spotyka się u osób introwertycznych, bo raz, że trudniej im się przyznać do tego, że się pomylili, a dwa, że tworzą oni swój własny świat, więc mają gdzie uciec. Takie „trwanie” w związku, obok siebie, często w krzykach i kłótniach jest fatalnym pokazem słabości. Dzieci obserwują np. swoich rodziców i nabierają przeświadczenia, że na tym polega małżeństwo. Jedni powielają wzorce rodziców, inni tworzą strefę singli i singielek.
BM: Jest jakiś sposób, aby to przerwać?
Małgorzata Krawczak: Sposób zawsze jest, to czego bardzo często brakuje, to chęci. Powiedziałabym nawet, że chęci częściej brakuje z powodu lęków czy obaw, jak z lenistwa. Moim zdaniem, nie ma lenistwa, jest strach, który po trosze usypia i znieczula. Na temperament, z którym się rodzimy, wychowanie nakłada nam ciasne i sztywne, krępujące ruchy, ubranka pewnych zachowań. Tworzy się nasza osobowość, kształtuje nasz charakter. Dlatego osoby o osobowości usłużnej, wycofującej się, nawet jeśli temperament ich jest ekspresyjny, pozostaną męczennikami. Osoby o osobowości dominującej, nawet przy introwertycznym temperamencie, pozostaną raczej nie czułymi tyranami. Taki też mniej więcej jest model tych „trwających w związku.” A zatem, aby chcieć coś przerwać, należy odpowiedzieć sobie na pytania: Kim jestem teraz, a kim pragnę być? Jakich zmian muszę dokonać, aby stać się tym, kim pragnę być? Czego się obawiam? Czego tak naprawdę się boję? I pytania kluczowe: JAKIM CHCIAŁAM BYĆ CZŁOWIEKIEM, GDY BYŁAM DZIECKIEM? JAKICH LUDZI PODZIWIAŁAM I ZA CO?
O ekspercie
Małgorzata Krawczak - certyfikowany coach, trener rozwoju emocjonalnego, mówca motywacyjny. Prowadzi warsztaty z zakresu procesu komunikacji z klientem.